Monika Rosmanowska: Emocjonalność zależy od płci. Ale czy rzeczywiście to, że czujemy mocniej, odbiera nam jasność myślenia i zdolność do podejmowania racjonalnych decyzji?
Aleksandra Morawiak: Osobiście staram się zachować zdrowy balans, choć nie ukrywam, że emocje potrafią przejąć kontrolę nad moim zachowaniem, a nawet zdominować moje myślenie. Zdarza mi się w siebie zwątpić, w swoje umiejętności i możliwości, co jest irracjonalne.
Zwątpienie, o którym Pani wspomniała, mobilizuje do jeszcze bardziej wytężonej pracy?
Każdy artysta narażony jest na chwile zwątpienia, to naturalny element procesu twórczego. Przychodzi taki dzień, gdy nie mam siły, pomysłu… Do pracy, która jest moim życiem, pasją, też wkrada się czasem rutyna, zmęczenie. Wiem, że muszę ten moment przeczekać. Staram się wówczas skupić na sobie i zrobić coś, co sprawi mi przyjemność. W końcu jestem tylko człowiekiem…
Praca z ludźmi generalnie nie jest łatwa, choć mam to szczęście, że współpracuję z klientami, którzy rozumieją mój styl, podoba im się to, co robię. Nauczyłam się też słuchać intuicji. Jeśli podczas rozmowy ze zleceniodawcą czuję, że coś jest nie tak, od razu się wycofuję.
Szósty zmysł, kobieca intuicja…
Coś w tym jest (śmiech). Obserwuję to w każdej dziedzinie mojego życia. Intuicją kieruję się zarówno przy doborze przyjaciół, jak i w pracy zawodowej. Każdego dnia podejmuję wiele decyzji i zdarza się, że ten szósty zmysł bardzo pomaga, a nawet ma decydujące znaczenie. To jest ten moment, w którym nawet nie próbuję ze sobą dyskutować.





Świat, który tworzy Pani w swoich kolażach, jest pełen mocnych kolorów i kształtów. To świat kwiatów, zwierząt, magii. Czy emocje pomagają w procesie tworzenia?
To, co tworzę, jest odbiciem tego, co przeżywam, co widzę, o czym czytam. Gdy siadam do biurka, mam w głowie pewien punkt zaczepienia, choć nie jest tak, że od początku do końca wszystko już przemyślałam. Mam przed oczami określone zdarzenie, niekoniecznie z mojego życia, do którego wracam. Często prace pozwalają mi uchwycić ulotność chwili, stan, w którym aktualnie się znajduję. Swego czasu stworzyłam kolaż, w którym chciałam zatrzymać pierwszy rok mojego małżeństwa, to, jak się wówczas czułam. Podarowałam go mężowi na urodziny. I gdy dziś, po latach, na niego patrzę, czuję tamte emocje, one wciąż są we mnie żywe.
No właśnie, ile w Pani pracach jest z codzienności, szarej rzeczywistości? Na ile są to fragmenty prawdziwych historii, wspomnień, przeżyć?
Nigdy nie przedstawiam historii jeden do jednego. Tworzę kolaże różnych zdarzeń. Niezwykle szybko i sprawnie, co też jest domeną kobiet, przechodzę od jednej myśli do drugiej. Pojawiają się skojarzenia, na pozór bardzo odległe. Tworząc kolaż, często wychodzę od rzeczy prywatnych, wspomnień z dzieciństwa, a następnie przechodzę do refleksji związanej z teraźniejszością, z wydarzeniami z życia moich przyjaciół. Wiele tłumaczą tytuły moich prac. Natomiast wiem, że odbiorcy odczytują je przez pryzmat własnych doświadczeń, uczuć czy emocji.
Bohaterki Pani prac to często kobiety otoczone naturą: roślinami, zwierzętami…
Tworząc kolaże, myślę przede wszystkim o formie, a kobiece ciało, piękne twarze są niezwykle wdzięczne do tworzenia kompozycji. Kobieca ulotność, delikatność doskonale współgrają z motywami botanicznymi. Wśród obiorców moich prac zdecydowaną większość także stanowią kobiety. To, co tworzę, przemawia do nich, również na poziomie emocji.
A jak wygląda sam proces twórczy? Czy towarzyszy mu chaos, swego rodzaju szaleństwo, czy przeciwnie – wszystko ma Pani zaplanowane i postępuje według pewnego schematu?
W pracy nie jestem już tak spontaniczna, jak kiedyś. Dużo czasu i energii poświęcam na pierwszy etap, czyli dobór odpowiednich elementów, z których następnie tworzę kolaż. Zgromadziłam ogromne archiwum ilustracji, rycin, fotografii i z tych wszystkich katalogów wyłuskuję rzeczy, które w danym momencie są mi potrzebne. Poświęcam temu dużo czasu, to żmudna praca.
Tworząc kolaż, skrupulatnie dobieram poszczególne elementy. Wszystko musi do siebie idealnie pasować, a zdarzyło się, że rekordowa kompozycja miała sto takich elementów.
Nigdy nie poprawiam swoich prac, czuję, kiedy są kompletne, skończone. Nie pracuję też na szkicach, oddaję gotowe propozycje. Od początku wiem, jaki efekt chcę uzyskać, widzę go w swojej wyobraźni.
Ma też Pani ciekawy system pracy, tzw. dni tematyczne.
Są dni, gdy skupiam się tylko na pracy twórczej, i takie, gdy np. przygotowuję wysyłkę prac. Podczas tworzenia całkowicie odcinam się od rzeczywistości. Nie umawiam spotkań, staram się zniknąć na kilka dni. Od niedawna tworzę w pracowni, którą urządziłam w jednej z kamienic w centrum Łodzi. I to się sprawdza. Prowadzę też sklep internetowy ze swoimi pracami i jestem w stałym kontakcie z klientami. Codziennie odpowiadam na mnóstwo wiadomości, sama przygotowuję wysyłkę prac, prowadzę profile w social media, wchodzę w dyskusje z odbiorcami, ustalam szczegóły nowych zamówień. Ostatnio staram się przyjmować mniej zleceń i skupiać się na pracy dla siebie. Z marnym skutkiem (śmiech). Muszę pomyśleć o zatrudnieniu kogoś, kto zajmie się częścią moich zadań.
A jak wybiera Pani zlecenia? Dużo zamówień Pani odrzuca?
95 procent! Odrzucam zamówienia od osób prywatnych i takie, na które zleceniodawca ma już konkretny pomysł, nie pozostawiając żadnego marginesu dla twórcy. Kwestie finansowe są na dalszym planie, muszę natomiast dostrzec w zleceniu swego rodzaju korzyść dla siebie: dobrze, gdy określona marka tworzy rzeczy mi bliskie, także jeśli chodzi o estetykę, produkuje w Polsce, dba o środowisko naturalne. Chętnie sięgam po oryginalne pomysły. Myśli o tworzeniu musi towarzyszyć ekscytacja, jeśli czuję jakikolwiek opór, odpuszczam. I nie zamykam się na inne formy twórczego wyrazu. Ostatnio coraz bliższa jest mi myśl, by sprawdzić się w aranżacji wnętrz.




Nie ma przypadku. Należące do Pani i męża lokum w łódzkiej kamienicy wygrało w ubiegłorocznym konkursie Porta O!Twórz Mieszkanie!
Wymarzyliśmy sobie to miejsce. Mieszkaliśmy tuż obok tej kamienicy i przechodząc, codziennie myśleliśmy o tym, jak wspaniale byłoby w niej zamieszkać. W ścisłym centrum miasta, ale z widokiem na zieleń. I w pewnym momencie w jednym z okien pojawiło się ogłoszenie o sprzedaży. Cena była zaporowa, więc początkowo odpuściliśmy temat, ale ta przestrzeń cały czas była w naszych głowach. To było nasze miejsce. Twardo negocjowałam z właścicielem (śmiech).
Sami zaprojektowaliście całość?
Tak, układu przestrzennego nie zmienialiśmy za bardzo, zdecydowaliśmy się, że przy 105 m kw. zostawimy tylko dwa pokoje, co raczej nie jest powszechnym podejściem. Sypialnię przedzieliliśmy szklaną ścianą i w ten sposób wygospodarowaliśmy miejsce do pracy. Zawsze też chciałam mieć łazienkę z oknem i mnóstwem kwiatów.
Prace nad wnętrzem zaczęliśmy od doboru palety kolorystycznej, tak samo, jak w przypadku kolaży. Postawiliśmy z mężem na granat, burgund, ciemną zieleń. W salonie na ścianie zostawiliśmy fragment z warstwami starych farb, który po "oprawieniu" utworzył niezwykle ciekawy obraz. Sporo osób pyta dziś o to, kto jest jego autorem (śmiech).
Aranżacja wnętrz to coś, co bardzo mi odpowiada. Wnętrze jak kolaż składa się z elementów, które muszą do siebie pasować. I dziś miałabym już ochotę na kolejny remont (śmiech). A tak poważnie, pojawiają się pierwsze propozycje, ale należę do osób, które, zanim zaczną coś robić, muszą zdobyć odpowiedni warsztat, porządne techniczne podstawy. Myślę, że mam sporo do zaoferowania w tym temacie, że mogłabym być w tym dobra.
Wracając do kobiecej emocjonalności, czy to źle, że kobiety czują mocniej, że w pewnych przypadkach to emocje biorą górę?
Jesteśmy bardziej emocjonalne. I dobrze! Emocjonalność to nasz atut w wielu życiowych sytuacjach, nie tylko w procesie tworzenia. Empatię trzeba w sobie pielęgnować. Nie zamieniłabym swojej wrażliwości na nic innego. Warto jednak obserwować, czy nasze emocje mają na nas dobry wpływ, czy nas nie ograniczają, nie pozwalając podjąć ryzyka. Wiele dobrych rzeczy może nas ominąć, jeśli pozwolimy, by to emocje za nas decydowały.





Aleksandra Morawiak, absolwentka fotografii w Szkole Filmowej w Łodzi, ilustratorka specjalizująca się w technice kolażu. Współpracuje z wydawnictwami, markami, agencjami w Polsce i za granicą, m.in.: "Zwierciadłem", "Wysokimi Obcasami Extra", "Design Alive", "Label Magazine", "Modern Designers", "Design Alive", "KUKBUK", "ELLE", "PANI". Jej ilustracje zostały wyróżnione prestiżowym znakiem jakości Must Have, przyznawanym przez Łódź Design Festival, oraz Złotą Nagrodą KTR Klubu Twórców Reklamy w kategorii Ilustracja za "Zmysłownik" stworzony dla magazynu KUKBUK w 2018 roku. Artystka zdobyła też pierwszą nagrodę w European Product Design Award 2019 za projekt wzoru pościeli „Liquid memory” dla marki Foonka. Prace Aleksandry Morawiak były prezentowane na wystawach m.in. w Berlinie, Kopenhadze, Mediolanie, Nowym Jorku i San Francisco.