W Polsce do TTB zaliczamy: amstaffy, staffiki i bulteriery. Są jeszcze pitbulle, nieuznawane przez Związek Kynologiczny w Polsce (za to w pełni honorowane przez amerykańskie organizacje).
Historia tych psów, pierwotnie często szkolonych do walki i uczonych agresji, wciąż nie doczekała się szczęśliwego zakończenia. O tym, jakie są naprawdę i dlaczego tak bardzo potrzebują naszej pomocy, rozmawiamy z Olgą Krawczyk, szefową Fundacji Amstaff Azyl.
Monika Rosmanowska, WP: Utarło się, że kobiety kochają zakupy i chętnie wydają na nie pieniądze. W końcu to panie odpowiadają za domowe budżety, ale sięgając po portfel raczej nie myślą o sobie. Kobiety częściej angażują się w prospołeczne działania?
Olga Krawczyk, szefowa Fundacji Amstaff Azyl: Powiedziałabym, że rozsądnie podchodzimy do domowych budżetów. I rzeczywiście, często myślimy o innych. W moim przypadku na pierwszym miejscu są potrzeby męża i psów czy raczej psów i męża (śmiech). Skupiam się na tym, by o te nasze psie dzieci, a jest ich pięcioro, jak najlepiej zadbać. Najwięcej pieniędzy wydaję na karmę, suplementy, weterynarza. Swoje potrzeby mocno zminimalizowałam, co nie było trudne. Nie potrzebuję wiele. Nie lubię chodzić na zakupy i – szczerze mówiąc – unikam ich, gdy tylko mogę.
W pewnych środowiskach posiadanie TTB było kwestią wizerunkową. Te psy trafiały w nieodpowiedzialne ręce. Były też rozmnażane bez kontroli, m in. w pseudohodowlach. I uczone zachowań ofensywnych, obrony właścicieli. Nie dbano o ich nastawienie do innych zwierząt i często źle traktowano. Bardzo źle.
Nie goni Pani za wyprzedażami, nowymi torebkami, butami?
To nie moja bajka. W fundacji niekiedy dźwigam worki z karmą, jestem stale zaczepiana przez psy. Tu strój ma drugorzędne znaczenie. Generalnie staram się podchodzić do wydatków w odpowiedzialny sposób, choć nie powiem, od czasu do czasu lubię też zaszaleć (śmiech).
Fundacja skupia sporo kobiet. Każda jest inna, choć łączy je jedno: miłość do psów. Zauważyłam, że "nasze" dziewczyny kupują przede wszystkim rzeczy praktycznie, często też sięgają po dany przedmiot podczas aukcji charytatywnych, dodatkowo wspierając swoim zakupem szczytny cel. Oczywiście nie jesteśmy męczennicami, lubimy dobrze wyglądać.
Fundacja to praca po godzinach, drugi etat?
Tak, pracujemy w różnych miejscach. Jako Amstaff Azyl działamy pięć lat. Na początku nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co nas czeka, szczególnie jeśli chodzi o sprawy administracyjne. Na stałe jest nas siedmioro-ośmioro, poznaliśmy się w schronisku w Warszawie. Wszyscy pracujemy dla idei, nie stać nas na wypłatę pensji.
Zajmujemy się psami starszymi, choć nie tylko, często chorymi i zaniedbanymi. Trafiają do nas zwierzaki ze schronisk lub od osób prywatnych, zdarza się, że z nowotworami, alergiami, problemami ze skórą, ale też behawioralnymi. Stawiamy te psiaki na łapy i znajdujemy im nowe domy, tymczasowe i docelowe. Dokładnie sprawdzamy przyszłych opiekunów. Staramy się tworzyć idealne duety pies-człowiek. Obserwujemy czy jest odpowiednia energia, czy zaiskrzyło. Pracy jest mnóstwo, potrzeb jeszcze więcej. Potrzebujemy pieniędzy na leczenie, na specjalistyczną karmę. Na szczęście ludzi dobrej woli jest coraz więcej. Dużą pomocą jest dla nas 1 proc. z podatku.
Pomagacie TTB, a więc amstaffom, bulterierom czy pitbullom. Te psy raczej nie cieszą się sympatią.
Są rasy, którym ludzie chętnie pomagają i takie, o których wolą zapomnieć. TTB należą niestety raczej do tej drugiej grupy. Na szczęście miłośnicy tych psów działają prężnie i to dzięki nim możemy pomagać. Mądrze pomagać. Sama adoptowałam psa, który okazał się dość trudny, miał problemy, których rozwiązanie wymagało czasu, uwagi, troski i samozaparcia. Dziś jest moim oczkiem w głowie.
To właśnie wysiłek, który trzeba włożyć w pracę z TTB po przejściach sprawia, że ciężko jest znaleźć im odpowiedni dom. Te psy marnieją w schroniskach. Bullowate nie są przystosowane do tego, by w naszym klimacie przebywać na zewnątrz, ciężko im przeżyć zimę w kojcach. Są też bardzo emocjonalne.
Skąd się bierze niechęć do terierów typu bull?
Swego czasu była w Polsce moda na te psy. W warszawskim schronisku było ich w pewnym momencie ponad sto. I były postrzegane jako psy wymagające, niekiedy trudne. Często wynikało to z niezrozumienia tych ras. To są silne psy, ale też – jak już wspominałam – bardzo emocjonalne, wrażliwe, kruche. Fantastyczni kompani, ale też indywidualiści, od początku trzeba te rasy socjalizować z innymi psami. TTB są też mocne fizycznie i trzeba je uczyć samokontroli.
To, co budzi uprzedzenia to przede wszystkim wygląd bulli. W pewnych środowiskach posiadanie TTB było kwestią wizerunkową. Te psy trafiały w nieodpowiedzialne ręce. Były też rozmnażane bez kontroli, m in. w pseudohodowlach. I uczone zachowań ofensywnych, obrony właścicieli. Nie dbano o ich nastawienie do innych zwierząt i często źle traktowano. Bardzo źle. Gdy właściciele przestawali sobie z nimi radzić lub psy zaczynały chorować oddawali je do schronisk lub usypiali. TTB naprawdę dużo wycierpiały.

Teriery typu bull
to psy silne fizycznie, bardzo emocjonalne, wrażliwe i kruche psychicznie. To fantastyczni kompani, których trzeba uczyć samokontroli i socjalizować z innymi psami [fot. Adrian Krawczyk]

Amstaff Azyl
pomaga najczęściej psom starszym, schorowanym i zaniedbanym. Do fundacji trafiają TTB ze schronisk i od osób prywatnych. Tu dostają odpowiednią opiekę i leczenie, a gdy już staną na cztery łapy także nowy dom [fot. Marcin Moczulski]

Olga Krawczyk
Szefowa Amstaff Azyl. 9 lat temu, jeszcze jako wolontariuszka schroniskowa, adoptowała pierwszego psa z lokalnej przechowalni. To był dość trudny przypadek, który wymagał mnóstwa czasu, uwagi, troski i cierpliwości. Dziś po tych problemach nie ma już śladu [fot. Adrian Krawczyk]

Pracownicy Amstaff Azyl
dokładnie prześwietlają przyszłych opiekunów, a następnie sprawdzają czy między nimi a psami zaiskrzyło. Fundacja stara się tworzyć idealne duety pies-człowiek. [fot. Adrian Krawczyk]

W samej fundacji
oraz wokół niej działają głównie kobiety, choć panowie, którzy lubią TTB, także się angażują. Jednak to właśnie panie są inicjatorkami wszelkich działań, inwestując w pomoc terierom typu bull swój czas, energię i pieniądze [fot. Adrian Krawczyk]
Mam jednak wrażenie, że odbiór tych ras powoli zaczyna się zmieniać.
Wszyscy, którzy zajmują się TTB ciężko na to pracują. Jako fundacja szukamy patronów i cały czas walczymy ze stereotypami. Co ważne, jest rzesza wspaniałych, odpowiedzialnych opiekunów. Ci nieodpowiedni stanowią niewielki odsetek, niestety najwięcej się o nich mówi i to oni prowokują wiele groźnych sytuacji. A do tego zdarzenia z udziałem TTB są medialne i mocno nagłaśniane.
Mam nadzieję, że ludzie, którzy zajmują się TTB, także odpowiedzialni właściciele, swoją postawą z czasem zmienią to, jak te psy są postrzegane. To, co już się zmieniło, to sposób ich traktowania. Bardziej jak członków rodziny, a nie psy obronne. Mamy dziś dużo większą wiedzę i więcej pozytywnych wzorców, edukujemy też i szkolimy opiekunów. Przed nami jednak wciąż dużo pracy.
Kto częściej angażuje się w pomoc fundacji? Mężczyźni, którym bliżej do ras TTB czy kobiety?
70 proc. naszej społeczności na Facebooku stanowią kobiety. Podobnie jest z pomaganiem. W naszym fundacyjnym gronie więcej jest kobiet, choć nie brakuje też mężczyzn. Panowie lubią TTB.
Generalnie, gdy mówimy o angażowaniu się w jakąkolwiek pomoc, to jest to domena kobiet. I nawet, gdy wciągają w sprawę swoich partnerów, to inicjatywa jest po ich stronie. Siła jest w kobietach.
A jednak! Pieniądze i czas lubimy inwestować w pomoc innym.
Myślę, że nie docenia się skali pomocy, jaką generują kobiety. Mówi się, że to my wydajemy dużo, ale to dlatego, że często my zarządzamy domowymi budżetami. I dobrze! Chętnie angażujemy się w sprawy społeczne, w pomoc wszystkim tym, którzy tego potrzebują: biednym, chorym, słabszym. Dzięki tym pieniądzom możemy zrobić coś dobrego. I to jest ważne.